55-letnia piekarzanka ma zdiagnozowaną chorobę Leśniowskiego-Crohna. Oprócz tego rozpoznano u niej: nadciśnienie tętnicze, niedokrwistość, uchyłki jelita, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa oraz torbiel prawego jajnika. Kobieta na co dzień przyjmuje dużą liczbą leków, w związku z postawionymi diagnozami. Dodatkowo w związku z chorobą Leśniewskiego kobieta karmiona jest dożylnie.
31 marca w późnych godzinach u kobiety wystąpiła wysoka gorączka przekraczająca 39 stopni Celsjusza oraz ogólne osłabienie organizmu. Rodzina piekarzanki wezwała karetkę pogotowia, która przewiozła ją do szpitala. Lekarz przyjmujący wykonał podstawowe badania i dokonał wypisu kobiety, z racji tego, że nie wymaga ona hospitalizacji.
40 stopni gorączki, a kobieta nadal nie wymaga hospitalizacji
Sytuacja powtórzyła się 3 kwietnia w godzinach wieczornych. Gorączka u kobiety sięgała 40 stopni Celsjusza. Tym razem rodzina samodzielnie zawiozła 55-latkę do szpitala miejskiego. Już podczas rejestracji, personel medyczny dawał odczuć, że pacjentka przyjechała tu niepotrzebnie.
- Rejestratorka medyczna pytała nas dlaczego tu przyjechałyśmy oraz czy nie mogłyśmy zaczekać do rana - od wejścia czułyśmy się zbywane - tłumaczy córka kobiety. - Moja mama z powodu przyjmowania pokarmu dożylnie miała już zakrzepicę żył, martwiliśmy się o nią - dodaje.
Kobieta została skierowana na oddział. Lekarz wykonał podstawowe badania, po czym przepisał jej antybiotyk (jak się później okazało, kobieta nie mogła go przyjmować). Doktor wypisał ją ze szpitala, bez przyjęcia na oddział. Rano rodzina zabrała nadal gorączkującą kobietę do pobliskiej przychodni. Tam lekarka zauważyła obrzęk na żyle, do której podawany był pokarm. Wypisała piekarzance pilne skierowanie i odesłała do Wielospecjalistycznego Szpitala Powiatowego w Tarnowskich Górach.
Szpital w Tarnowskich Górach uratował jej życie
Tam została przyjęta na laryngologię. Lekarz przyjmujący zleciał szereg badań, w tym m.in. USG oraz tomografię komputerową, które pomogły w ustaleniu przyczyny gorączki. Po wielu godzinach na oddziale okazało się, że to naciek zapalny szyi. Kobieta po niespełna tygodniu została prawidłowo zdiagnozowana.
- Gdyby nie personel medyczny WSP im. B. Hagera moja mama mogłaby zachorować na zapalenie opon mózgowych, co mogłoby się skończyć dla niej śmiercią. Przykre jest to, że mamy wyremontowany szpital miejski, od którego nie dostajemy żadnej pomocy - podkreśla córka pacjentki.