Frekwencja przekraczająca 62 procent to najlepszy dowód na to, że coraz bardziej świadomie podejmujemy decyzję i robimy to większością głosów. Nieważne czy decyzje są zgodne z naszymi poglądami czy też nie – ważne, że nie podejmuje ich mniejszość, ale większość Polaków.
Proszę także źle nie interpretować sformułowania “nikt nie jest z wyników zadowolony”. Mam na myśli fakt, że rozstrzygnięcie wyborców – nie satysfakcjonuje dziś żadnej ze stron. Prezydent Andrzej Duda i jego zwolennicy liczyli na zwycięstwo w pierwszej turze, żeby nie doszło do konfrontacji. Rafał Trzaskowski liczył na więcej i mniejszy dystans do rywala. Szymon Hołownia odniósł spektakularny sukces, ale także porażkę, bo przecież przez kilka chwil to on był najpoważniejszym rywalem urzędującego prezydenta.
Robert Biedroń, Władysław Kosiniak-Kamysz to wielcy przegrani, zepchnięci na margines polityczny. Nie udał się powrót zjednoczonej lewicy, a mimo dobrego, wyważonego kandydata nie podniosło się także PSL.
Jedyny, który może być zadowolony to chyba Krzysztof Bosak, bo konfederacja wyrasta na trzecią siłę w kraju, o ile Szymon Hołownia nie zmajstruje jakiegoś politycznego ugrupowania.
Niezadowoleni są Polacy, czemu bez dają wyraz w komentarzach. Obrzucamy się wzajemnie inwektywami, bo ktoś ośmielił się myśleć inaczej niż my sami. Jak trudno zrozumieć, że demokracja i wybory nie przyniosą nigdy rozstrzygnięć “jedynie słusznych”, chyba, że zrezygnujemy z… demokracji. Poza tym, czy jeśli Ty lubisz rosół, a ja wolę pomidorową to znaczy, że nie możemy razem iść na obiad?
Jesteśmy różni, mamy różne potrzeby, spojrzenia na świat, różne sympatie i oczekiwania. Nie ma w tym nic złego. Ta różnorodność to właśnie siła demokracji. Przypomnijcie Państwo sobie nasz świat sprzed 1989 roku, kiedy tego pluralizmu nie było.
Dla mnie wyniki wyborów są bardzo dobre. O tym, że kraj jest podzielony wzdłuż linii PiS i PO wiedzieliśmy już wcześniej, pisałem o tym wielokrotnie. Kibicowałem Hołowni i z jednej strony jestem rozczarowany jego wynikiem, z drugiej podziwiam go za to, że zdobył kilka razy większe poparcie niż kandydaci partyjni: SLD (dziś zjednoczonej lewicy) i PSL-u, a także dwukrotnie wyższe niż kandydat Konfederacji. Czy ta cała para pójdzie w gwizdek – pokaże czas. Będę obserwował tworzenie tego ruchu społecznego z ciekawością i większymi nadziejami niż w przypadku Kukiza.
Druga tura będzie starciem urzędującego prezydenta z całą resztą. I bez względu na wynik już dziś można powiedzieć, że będziemy w kraju podzieleni prawie po połowie. Nie zburzymy muru, który sami wybudowaliśmy, ale musimy nastawić się psychicznie do zaakceptowania wyniku. Dla połowy z nas (z góry o tym wiadomo) będzie on – “nie do przyjęcia”.
Chciałbym, żeby ktoś zaczął myśleć w jaki sposób zbliżyć nas do siebie, żeby w głosowaniu nie był to wybór między ogniem a wodą. Dlaczego to zawsze muszą być skrajności jak susza i powódź, a nie może to być nieco bardziej umiarkowany klimat? Od wielu lat zmierzamy w stronę systemu dwupartyjnego, co zaostrza linię sporu. Brakuje tego nieco bardziej wyważonego środka, która gwarantuje stabilność i odrzucenie skrajnych pomysłów.
Kiedyś tym “języczkiem” uwagi był w parlamencie zawsze PSL, ale jego elektorat został już chyba na stałe przejęty. Była lewica, która dziś już właściwie nie istnieje. Głosowania w Sejmie wymagały zawierania kompromisów, proponowane rozwiązania musiały być akceptowalne dla ludzi o różnych poglądach. Dziś są jedynie dwa bieguny.
Taki układ jak dziś (dwupartyjny) zapewnia większą skuteczność rządzenia, swobodę podejmowania decyzji i możliwość realizacji śmiałych posunięć. Gwarantuje nam także niesamowitą huśtawkę (nie tylko nastrojów) i brak stabilności w kraju. W drugiej turze znów będziemy wybierać między całkowicie różnymi wizjami Polski. Państwo musicie zdecydować, która jest Wam bliższa.