Chwilę po godz. 14 z mieszkania w bloku przy ul. Popiełuszki ktoś wyrzucił maleńkiego pieska. Zwierzę spadło z wysokości 4 piętra. Po podjęciu interwencji, w eskorcie policji (około godz. 16) udało się wejść do mieszkania sprawców. Przebywały tam dwie dorosłe, nietrzeźwe osoby. Kobieta i mężczyzna. Zostali oni zatrzymani przez policję, a po wytrzeźwieniu złożyli zeznania w tej sprawie.
Makabryczne zdarzenie rozegrało się na oczach świadków. To właśnie oni powiadomili inspektorkę z radzionkowskiego TOZu. Po przybyciu na miejscu służb, czekali by złożyć zeznania w tej sprawie. Z informacji wynika, że po wyrzuceniu pieska, jego prawny opiekun przyszedł po zwłoki, by zabrać je w inne miejsce i zakopać. Wiadomo, że odszedł w stronę cmentarza.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...
Policja w dalszym ciągu prowadzi postępowanie w tej sprawie. Wszystkie osoby, które były świadkiem zdarzenia - zarówno wyrzucenia szczeniaka jak i późniejszego zakopania zwłok - proszone są o kontakt z piekarską policją. Dwoje sąsiadów już wykazało się wzorową postawą i brakiem obojętności wobec zwierząt.
To nie był wypadek
Chociaż po podjęciu interwencji, zastani w mieszkaniu byli naprawdę w złym stanie, wstępne tłumaczenia, że był to wypadek niestety okazały się kłamstwem. Na miejscu znaleziono jeszcze jednego szczeniaka. Na szczęście był cały i zdrowy. Obecnie przebywa w bezpiecznych rękach! Z relacji kobiety przebywającej w miejscu zdarzenia wynikało, że pies był większy od swojego brata. Inspektorka sprawdziła nawet, czy zwierzę miałoby szansę na samodzielne przeciśnięcie się przez barierki na balkonie. Były one za wąskie. Warto też podkreślić, że zwłoki wyrzuconego psa nie leżały bezpośrednio pod balkonem, a kilka metrów dalej!
Sprawa toczy się dalej
W tej chwili, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Radzionkowie czeka na wyniki sekcji zwłok. Z informacji przekazanych przez rzecznika prasowego piekarskiej policji wynika, że jeszcze jej nie wykonano. Podobnie jak innych działań związanych z tą sprawą. Niestety, w tego typu sprawach policjanci nie mogą nawet ukarać sprawcy mandatem. Sprawa musi trafić do prokuratury. Jak zapewniają przedstawiciele TOZu - zrobią wszystko co w ich mocy, by winny poniósł karę. To jedyna droga, by pozbawić sprawcę zdarzenia możliwości opieki nad zwierzętami i wyciągnąć konsekwencje (chociażby finansowe, chociaż życia piesku nie wrócą) z tego makabrycznego zdarzenia.